Scenariusz i reżyseria: Marek Koterski
W roli głównej Marek Kondrat.
Akcja toczy się w czasie jednego wieczoru, kiedy dorosły syn odwiedza po latach rodzinny dom. Moim zdaniem jedyną normalną osobą w tej rodzinie jest matka. Przyjeżdża syn, a więc ona szykuje posiłek, siada przy stole, chce porozmawiać. Syn natomiast albo milczy albo coś burczy mrukliwie, cierpi zapewne na jakąś nerwicę natręctw, nalewa sobie szklankę herbaty do pełna, po czym usiłuje donieść ją do stołu nie rozlewając. Ojciec to jeszcze większy dziwak – syn przyjechał, a ten jak gdyby nigdy nic, zajmuje się swoimi sprawami, a raczej wykonywaniem jakichś bliżej niesprecyzowanych czynności, jak liczenie wciąż od nowa starych biletów. Ale wymowa filmu jest taka, że to ojciec jest ten poczciwy i dobry, a matka – wredna zołza. Nie wiem jednak, czy ktokolwiek na jej miejscu wytrzymałby z dwoma świrami w domu.